Zaczęło się tak niechcąco a zostało na ponad tydzień ze mną. A zaczęło się od trafienia na półce bibliotecznej miejskiej na "Zielonego Konstantego" w opisie Kiry Gałczyńskiej córki mistrza polskiej liryki poetycznej. Zaczęło się od odsłuchania tego audiobooku, który przypomniał moje dawne fascynacje twórcą: "Zaczarowanej dorożki", "Teatrzyku Zielona Gęś", czy "Żołnierzy z Westerplatte".
Przypomniało to moje dwukrotne wizyty w Leśniczówce Pranie nad Jeziorem Nidzkim. Po raz pierwszy, przed 30 laty, piechotą z Rucianego Nida brzegiem jeziora (muzeum Poety było nieczynne) i po raz drugi 2014 r. autokarem. Ten drugi raz to było blisko 5 godzin na zapoznanie się z tym co tam jest, co pozostało po mistrzu słownej groteski liryczne.
Nie miałem zamiaru i nigdy nie ciągnęło mnie do tego by oceniać wartość jakiegokolwiek utworu stworzonego przez innych, a jeżeli już to wyłącznie wg tego czy: "mi się podobał, czy nie". A to, co stworzył Konstanty Ildefons Gałczyński taki charakter dla mnie miało i ma do dzisiaj.
Zresztą podobnie jest z innymi twórcami tekstów niezależnie od formy i treści, które wykluły się w ich trzewiach - czytam, bo mnie zainteresowały, bo się podobają. Fascynacja Gałczyńskim tak była silna, bardzo dawno temu, że liryczny wiersz Kazimierza Przerwy-Tetmajer "Lubię, kiedy kobieta" spontanicznie przypisałem Ildefonsowi, za co już nie raz serdecznie przepraszałem autora.
- Lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu,
- kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię w przegięciu,
- gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie
- i wargi się wilgotne rozchylą bezwiednie.
- Lubię, kiedy ją rozkosz i żądza oniemi,
- gdy wpija się w ramiona palcami drżącemi,
- gdy krótkim, urywanym oddycha oddechem
- i oddaje się cała z mdlejącym uśmiechem.
- I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania
- przyznać, że czuje rozkosz, że moc pożądania
- zwalcza ją, a sycenie żądzy oszalenia,
- gdy szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia.
- Lubię to -- i tę chwilę lubię, gdy koło mnie
- wyczerpana, zmęczona leży nieprzytomnie,
- a myśl moja już od niej wybiega skrzydlata
- w nieskończone przestrzenie nieziemskiego świata.
- Ale to już był...!
- A przy okazji na "mojej półce" znalazł się tomik "Liryk" mistrza wydany w 1985 r. przez Państwowy Instytut Wydawniczy, cena 120 zł. - a więc jeszcze przed denominacją.
Ceny książek czasami zdumiewały moich czytelników i wtedy musiałam tłumaczyć, dlaczego zbiór baśni kosztował 4 500 zł.
OdpowiedzUsuńjotka
Ale w tym czasie zarabiało się "miliony".
UsuńW latach 70' ub.w. wiersz "Lubię kiedy kobieta" czytany przez K. Kolbergera był prawdziwą ucztą dla uszu. Kolberger prowadził wtedy takie codzienne spotkania w "Lato z radiem". Było, minęło ...
OdpowiedzUsuńByłam w Lesniczowce Pranie....I poświęciłam jej potem jeden z tekstów w ostatniej książce.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię I cenię poezję Gałczyńskiego...
Zdarzyło Ci się pomylić wiersz K.Przerwy-Tetmajera z "Rozmowa liryczną" Gałczyńskiego, ale chyba nie byłeś w tym odosobniony. Ja za młodu nie przepadałam za twórczościa K.I.Gałczynskiego. Musiałam do niej "dorosnąć". Niestety nigdy nie byłam w Leśniczówce "Pranie". Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńK. I. Gałczyński to poeta mojego pokolenia. Jego wiersze uczyliśmy się na pamięć, młodzi już prawie nie znają, a szkoda...
OdpowiedzUsuńZasyłam serdeczności