Blog wyświetlono

niedziela, 7 lipca 2019

2383. Przez ciekawość

Moja nieobecność, dosyć spora, na blogu spowodowana została ciekawością... Zainteresowało moich bliskich, i mnie też, co kryje się pod moimi powłokami brzusznymi. Do tej pory tam nie zaglądałem, a atlasy anatomiczne nie personalizują dając jedynie ogólny obraz "środka" i tego co tam jest ukryte.
I się zaczęło...
USG wykazało jakiś guz/polip wewnątrz pęcherza moczowego. Specjalista urolog wypisał skierowanie do szpitala, gdzie po ponownych badaniach położono mnie na stole operacyjnym, by laparoskopowo, po znieczuleniu zastrzykiem w kręgosłup, pozbyć niechcianego elementu przywołanego do istnienie "ciekawością".
Ciekawość tę zaspokoił bardzo szybko operator, ordynator oddziału urologii w Miejskim Zespolonym Szpitalu w Olsztynie, oświadczając, że: to żaden guz, ani polip, a tym bardziej cancer, tylko "cień" rzucany do wnętrze pęcherza przez przerośnięty gruczoł prostaty. 
"Cień" usunięto przez "podcięcie" - jak poinformował operator - bo jak już się było w środku, to trzeba było coś wyciąć do badań histopatologicznych (na wyniki badań czekam!).
Teraz zaczyna się jakby druga część szpitalnej epopei.
Zabieg zakończył się optymistycznie, ale byłem nadal kompletnie i dokładnie znieczulony. Znieczulenie zamiast ustępować zaczyna się przesuwać coraz bardziej powyżej tzw. pasa, a ciśnienie spadać. Pani anestezjolog i główna pielęgniarka decydują się na przewiezienie mnie na salę pooperacyjną i podłączenie do aparatury śledzącej.
Wsiadamy do windy, ja na wózku bezwładny, pod opieką obu pań i... winda w połowie piętra staje! Wysiłki opiekunek asystujących w transporcie, by winda ruszyła - nieskuteczne. Zaczyna się gorączkowe poszukiwanie kogoś, kto potrafi platformę windy uruchomić. Personel medyczny tego nie potrafi, schodzą się lekarze i pielęgniarki, przyszedł "mój operator"...
I trwa to ponad pół godziny. W tym czasie leżę bezwładny jak kamień, nie można mierzyć mojego ciśnienia, a więc ustalić stanu w jakim aktualnie się znajduje - szczęśliwie nic się nie dzieje chociaż nikt tego nie może stwierdzić.
W końcu znaleziono elektryka. Przybiega, uruchamia windę i ratuje nas. Panie wracają na operacyjną, mnie odwożą na oddział, a elektryk, który nas wyciągnął z windy... mdleje z przejęcia i trzeba mu udzielić pomocy medycznej.
W szpitalu wyleguję się jeszcze przez dwa dni. "Zaopatrzony" w leki, wypisy i zalecenia wracam do siebie pod opiekę, znacznie lepszej niż szpitalna, pod opiekę mojej lepszej połowy.
I tak, to najzwyklejsza "ciekawość" może sprowadzić ciąg zdarzeń, których nikt by się nie spodziewał. 
PS. By nie wydłużać postu, nie opisałem perypetii związanych z przebiegiem przyjęcia na szpitalny oddział - trzeba było być dosyć asertywnym, by nie dać zbyć chociażby "brakiem miejsc". Ale to historia na (być może) kolejny post.

10 komentarzy:

  1. Windy to bardzo zdradliwy element budownictwa, zwłaszcza tam, gdzie są eksploatowane niemal 24 godziny na dobę.W "dawnych czasach" istniało stanowisko pracy "windziarz" i w miejscach publicznych to on obsługiwał windę, gdyż w razie czego potrafił ją uruchomić. No ale teraz przecież należy ciąć koszty wszelkimi sposobami.
    Jak widać nie było to zbyt fachowo wykonane znieczulenie - poza tym budzi moje zdziwienie fakt, że nie wiedząc co się zastanie w środku lekarz zdecydował się na znieczulenie zewnątrzoponowe.
    Dobry, doświadczony chirurg tak nie robi.
    Bowiem nie ma żadnej pewności, czy da się wszystko prawidłowo zrobić laparoskopowo, bez tradycyjnego lancetu i szycia wewnętrznej tkanki zamiast jej spinania klamrami.
    Nie bardzo zrozumiałam owo "podcięcie cienia", bo cienia to się raczej nie zbada, więc jaką tkankę pobrali?
    Zdrówka Ci życzę i....jakiegoś lepszego szpitala w przypadku dalszego leczenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za życzenia "zdrówka". Póki co jest. Ów "cień" został usunięty. A czym on był? Dowiem się lub nie.

      Usuń
  2. No kochany, toż to epopeja godna wieszcza, w dodatku z dreszczykiem:-)
    Mój mąż przez przypadek, przy okazji leczenia kamienia na nerce dowiedział się o prostacie, na szczęście wszystko pod kontrolą.
    Zdrowia życzę i umiarkowanej ciekawości...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje wcześniejsze "kontakty" ze służbą zdrowia też miały dziwaczne momenty. Przytoczę chociażby utraty przytomności w czasie "wstrzykiwania" płynu mającego przykleić siatkówkę w oku. "Wstrzykiwania nie można było przerwać, a ja nie mogłem "dać znać", że odlatuję.

      Usuń
  3. No i potwierdziło się, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda! Ale o ile mniej doznań i sytuacji ominęło by mnie bez tej "ciekawości".

      Usuń
  4. czy to aby nie scenariusz jakiegoś filmu sensacyjnego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życie pisze swoje historie ciekawsze niż fikcje literackie.

      Usuń
  5. No i właśnie dlatego nie jestem ciekawy co tam w środku się dzieje. Jak sam zauważyłeś jeśli to jest nawet jakiś cień to oni tam i tak coś znajdą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz to już wiem! Człek się uczy na własnych błędach najdobitniej.

      Usuń

9372. Syndrom polski

  P ięknie się zapowiadało i nieco inaczej się skończyło, jak to w życiu - politycznym też. Szlachetny zamiar pognębienia raz na zawsze jedn...

Ostatnie posty