Co jakiś czas, a staje się to cyklicznym zdarzeniem, życie ludzi na naszym globie ulega radykalnym zmianom. Tak było z: wędrówką ludów, wiosną ludów, wojnami światowymi, wynalezienie i uzależnieniem się od internetu. Teraz nadeszła pora covid-19 po którego to zwyciężeniu (lub nie) zmienimy radykalnie nasz sposób i metody życia, a co za tym idzie - przechodzę do meritum - zaopatrzenie się w towary i żywność.
Okres przejściowy, pozwala już na dostawy door to door z zamówieniem przez telefon lub sieć. Mogą, i zapewne nadejdą czasy kiedy nawet dostawy po przesłaniu ich siecią będą się materializować w odpowiednim urządzeniu domowym u zamawiającego. Może nie od razu, nie za rok, czy dziesięć, ale jest to do zrealizowania przetwarzając np. hologramy. Drukarki 3D będą przydatne tylko w niektórych przypadkach - nie wydrukuje się przecież świeżego banana, czy szklankę zmrożonej Coca Coli Light.
Na drzwiach naszego spożywczo-gazetowego sklepiku osiedlowego "Jakubek" wywieszono dosyć zachęcający anons (foto powyżej) o dostawie zamówionych telefonicznie produktów i towarów do domu zamawiającego.
Po uzyskaniu dodatkowych informacji u pań w sklepiku sprzedających wiem, że:
- dostawy odbywają się na ograniczonym terenie - góra 200-300 osobiście przez panie sprzedawczynie piechotą;
- można wybrać sobie dowolną godzinę dostawy w czasie godzin otwarcia "Jakubka";
- nie pobiera się opłat za dostawę - chyba że w formie napiwku;
Dywagując w tym temacie, jakim udogodnieniem byłoby (oczywiście kiedyś, bardzo dawno) zamówienie i otrzymanie szlachetnego napoju chmielowego rankiem "na drugi dzień". Albo wybranie sobie na dostawcę najbardziej sympatycznej dostawczyni z personelu "Jakubka"... Ach pomarzyć!
Wracając do realu. Mieszkając w dzielnicy gdzie przewagę stanowią ludzie starsi i samotni taka oferta się przyjęła
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńU nas też można telefonować do osiedlowego sklepu i przyniosą, co trzeba.
Pozdrawiam serdecznie.
Jednak też "przyniosą" a nie przywiozą.
UsuńBardzo, bardzo dobra inicjatywa.
OdpowiedzUsuńA liczby 200-300 to chyba odległość w metrach?
W metrach, droga Bet, w metrach.
UsuńJeszcze przed wyjazdem do Niemiec robiłam w Polsce zakupy żywnościowe online,żeby się nie szlajać w tłumie po sklepach. Tradycyjnie to robiłam tylko zakupy na bazarze, ewentualnie na straganie. Tu robię zakupy tradycyjnie, głównie dlatego, że by w ogóle ruszyć tyłek z domu. A i to zakupy robię góra 1 raz w tygodniu.Wizyty u większości lekarzy też się załatwia online, ja nawet buty dla siebie kupuję online.
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Maria raz w tygodniu używa mojej siły fizycznej do ciągnięcia wózka z zakupami. Ale to jest blisko, jak najbliżej gdzie mieszakamy.
UsuńWiem, że to bardzo wygodne i komfortowe i w dobie covidu bezpieczne, ale niebawem dojdzie do tego, że nie będziemy w ogóle się nigdzie ruszać z domu, co też chyba nie jest najlepszym kierunkiem. Sama widzę, że moje zakupy coraz bardziej przesuwają się w kierunku online.
OdpowiedzUsuńCzyli zmiany będą. Będziemy wszystko przez sieć załatwiać. Najnowsza informacja, to przejście na emeryturę w tym roku wymusi założenie konta internetowego na który będzie ona dostarczana. "Starym" emerytom nadal będzie emeryturę dostarczał pan listonosz.
UsuńJeśli panie sprzedawczynie przyjmą wiele zamówień, to nie zazdroszczę taskania tych zakupów do wszystkich chętnych osobiście, chyba że właściciel wózek im kupi...
OdpowiedzUsuńPóki co jeszcze sobie radzą.
UsuńJeszcze tylko by mnie ciekawiła forma rozliczenia. Gotówką? Pani sprzedawczyni przychodzi z portmonetką, żeby resztę wydać?
OdpowiedzUsuńChoć... ostatnio miałam takie wydarzenie: na przystanku podeszła do mnie dziewczyna z jakąś puszką, że tam zbiera na chore dzieci czy coś. Na moje zastrzeżenie, że nie mam, bo nie widziałam gotówki od prawie roku, wyciągnęła... przenośny terminal płatniczy! Ja nawet nie miałam pojęcia, że takie istnieją :)
Gotówką. Można i "na zeszyt" dla znajomych.
UsuńW sumie tej inicjatywie przyklasną. Tylko coś mi w tej reklamie kompletnie nie pasuje. Coca-cola i hot-dog - to ma być to nasze zdrowie?
OdpowiedzUsuńW pewnym wieku można sobie poluzować, jak się dbało o zdrowie wcześniej.
UsuńDobrze, że uściśliłeś - chodzi o 200-300 metrów. Myślałem, że o 200-300 takich domowych wizyt i naprawdę poczułem szacunek do personelu sklepu!
OdpowiedzUsuńNo tak, nie dopisałem czego trzeba.
UsuńW PRL - u klient to nasz pan nic nie znaczyło...proszę bardzo ... może to efekt dobrej zmiany...
OdpowiedzUsuńJuż znaczy, chociaż w PiS klientelizm polega na spolegliwości wobec rojeń prezesa
UsuńMy już od kilku miesiący tak zamawiamy w supermarkecie. Zamawiamy, płacimy z konta i za 2-3 dni zgodnie z podanym terminem mamy dostawę do domu.
OdpowiedzUsuńDobre marketingowe chwyty docierają do sklepików osiedlowych.
UsuńDo sklepu dojeżdżam windą, więc lepiej miałem tylko w PRL, gdzie mleko (a nawet pieczywo pakowane) dostarczano pod drzwi. Na te ważniejsze zakupy chodzimy z żoną na zmianę, ona po pracy, a ja po ogoleniu się. Poza tym fajnie robi się zakupy w Internecie, w pobliżu jest też kilka sklepów "bez wysiadania z samochodu", nie jest więc tragicznie. Gdyby jeszcze kasa była ...
OdpowiedzUsuńŻyczę więc by winda "jeździła" bez zakłóceń.
UsuńTo wygoda, zakupy do domu. Ale jak długo może tak być.
OdpowiedzUsuńOj, potrwa to jeszcze, potrwa. Boję się prorokować, że "aż do ostatniego klienta".
Usuń