Pięćdziesiąt dwa dni przed Wielkanocą, rozpoczynając ostatni tydzień karnawału, Kościół Katolicki postanowił świętować: zapusty, mięsopust zwane też tłustym czwartkiem. "Pozwala się" w tym dniu wiernym, niewierni też stosują się z upodobaniem do tej tradycji, na objadanie się - dawniej: kiełbasą, boczkiem zapijając wódką, obecnie są to pączki i faworki "bez zapijania".
Stosownie do czasów obecnych zamówiłem, we wspomnianym w poprzednim poście "Jakubku", dwa domowej produkcji pączki nadziewanie różaną marmoladą - faworki Maria sama wypiekała, czy wysmażała nawet. Już jesteśmy po konsumpcji pączków zapijanych mlekiem od krowy jak zawsze.
Przy okazji - przechodząc do znaczenie tytułu postu - ujawniono ksywę pod jaką jestem rozpoznawalny we wspomnianym sklepie. Wprawdzie zamawiając pączki przedstawiłem się, ale widać dość wieloliterowe nazwisko było za długie napisano więc na opakowaniu zamówienia: P. PORTER - jak widać na zdjęciu.
Nie pytałem Pań skąd ten pseudonim i co spowodowało jego nadanie, ale się domyślam. Zapewne wziął się z tego, że jak już nabywam w Jakubku jakiś płyn "chłodząco-wyskokowy" to jest nim właśnie "Żywiec-Porter".
Miałem w życiu już kilka przezwisk i ksywek, ale ten wydaje mi się najtrafniejszy i świadczący o sympatycznym podejściu do upodobań klienta. Ciekaw jestem czy i inni stali klienci są obdarowywani pseudonimami.
Ha ha - no to pozdrowienia dla pana Portera :)
OdpowiedzUsuńDzięki. Zaskoczono mnie kompletnie. Ale jak to mówią, najważniejsza jest rozpoznawalność.
UsuńPączki nie są moimi ulubionymi, ale babcia robiła najlepsze!
OdpowiedzUsuńPan Porter? A czemu nie pan Żywiec?
Porter, bo Żywców jest przynajmniej 20 rodzajów.
UsuńLubię faworki, pączków nie lubię. Jak znajdę kiedyś dobry przepis na faworki bezglutenowe to sobie je zrobię- bez względu na porę roku. Bo ja to taka raczej pod prąd jestem- nie uznaję ,że coś się jada akurat z jakiejś okazji, gdy mnie najdzie chęć na tort, to go sobie zrobię, bez okazji.Nick bardzo ładny.
OdpowiedzUsuńNa kresach faworki zwano fawernukami i były one pieczone - nie smażone na oleju - z drożdżowego ciasta.
UsuńCieszę się że nick się podoba. Mnie też.
Jako, że jestem nadworny kucharz domowy, jak w poprzednich latach zamierzałem upiec coś b. słodkiego, ale mi się ... odechciało. Będą więc pączki.
OdpowiedzUsuńKiedyś piłem Kipera, ale nagle zmieniono smak i zrezygnowałem.
Kiedyś, bardzo już dawno, chciałem być domowym kucharzem. Ale po tym jak domownicy zaczęli wybrzydzać na przyrządzony własnoręcznie bigos galicyjski, zrezygnowałem. Teraz już tylko jajecznica, jajko na miękko lub parówka na gorąco.
Usuńwłaśnie wróciłem z miasta i imaginuj sobie Waćpan: pączki udało mi się kupić dopiero w piątym sklepie!... czemu tak?... pewnie temu, że większość produkcji poszła na dostawy on-line i gdyby nie ten piąty sklep sam bym w końcu tak zamówił...
OdpowiedzUsuńporter to ja lubię, zwłaszcza zimą, a ten żywiecki uważam za dość udany produkt, przypomnę tylko, że jest to drugie podejście Żywca do tego gatunku, pierwsze swego czasu dało w efekcie jakąś słodką lurę, na szczęście ktoś w porę poszedł po rozum do głowy zmieniając recepturę i technologię... ale to nadal nie jest to, co słynny Porter Browaru Warszawskiego, to se ne wrati...
p.jzns :)
Zacząłem porter żywiecki lubić, jak pierwszy kufel wypiłem w Żywcu, w browarze, z nalewaka.
UsuńHmmm... Porter - zacny trunek. Dla zacnego człowieka w sam raz więc panie sklepowe mają dobry gust:)
OdpowiedzUsuńTo cudowne, mieć swoją ksywkę w lokalnym sklepie. Ja też tak chcę! Na razie jest tak, że to ja przezywam osiedlowy sklepik "brudny sklep". Nie bez powodu, zapewniam.
Sklepik jest mały, ale zacny. Natomiast panie urocze i przyjazne klientom.
UsuńTo nawet miłe.
OdpowiedzUsuńJa jak nie znam kogoś z imienia i nazwiska, przeważnie zawsze obdarzam go jakąś ksywką. I nawet jak dane poznam to i tak przy swojej nazwie pozostaje.
Taki nick upraszcza życie.
UsuńA taki porter uprzyjemnia...
UsuńZdrowie!
może gdzieś się i zapodziało:))?
OdpowiedzUsuńJak się "zapodziało" to pewno się "odzapodzieje".
UsuńGratuluję "nicka", bardzo apetyczny.
OdpowiedzUsuńChętnie kupuję Żywiec-Porter, ale od ponad roku nie ma go w naszych sklepach alkoholowych - covid.
Pączki są, ale osobiście wolę porter.
Pozdrawiam z Melbourne.
Pączek raz do roku wystarczy, Porter kilka razy w tygodniu też.
UsuńTo miło być rozpoznawalnym. A jeszcze do tego wszystkiego wiedza na temat upodobań...bardzo sympatyczne.
OdpowiedzUsuńW Olsztynie mieszka niemal pół miliona ludzi, ale jak się mieszka dłużej w jednym miejscu i nie jest się wrednym mieszkańcem, to...
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńTo właśnie lubię w małych osiedlowych sklepikach. Człowiek jest rozpoznawalny nawet w maseczce. Ekspedientki informują, że przyszło coś, czego podczas poprzednich zakupów nie było. Nie wiem jednak, czy mam jakąś ksywę. Z zakupami do domu jednak uważam. Raz zamówiłam herbatę, to przyniesiono mi opakowanie - 100 torebek - z terminem przydatności kończącym się za tydzień. To nie było w porządku, bo wiedzą, że jestem sama i herbaciarni nie prowadzę.
Fajny Twój pseudonim. Podoba mi się.
Pozdrawiam serdecznie.
Jak chciałem kupić ciastko z kremem, to mi odradzono.
UsuńPorter z Jakubowa... Mogę się teraz tak do Ciebie zwracać?
OdpowiedzUsuńAleż proszę. Oczywiście.
UsuńDawno nie jadłam paczkow, więc w tlusty czwartek smakowały mi bardzo.
OdpowiedzUsuńMamy pączkarnię, gdzie pączki świeżo usmażone można jeść jeszcze cieplutkie. Pycha.
UsuńNo i tradycji stało się zadość! Aby do następnego. :)
OdpowiedzUsuńTo już niedaleko, jeszcze roczek. W pewnym wieku czas biegnie jak rysunkowy struś.
Usuń