Pan A. Duda, nie wiem, czy "olał" inaugurację przyjaciela osobistego Trumpa, czy też zrozumiał, że lepiej do Davos w Szwajcarii się stawić, niż prywatnie zasuwać do USA i znienacka klepnąć Donalda w plecy, jak to zrobił śp. Lech Kaczyński Donaldowi Tuskowi, zabierając przy okazji "krzesło" Sikorskiemu.
Kwaśna mina Dudy w czasie opowieści lotniskowych przed wylotem do Davos, jakoś tak nie współgra z jego radosnymi słowami, jakie tam głosił, o szalonej i bezustannej przyjaźni z Trumpem - czego nie wyrażał ustami własnymi gratulując Bidenowi "udanej kampanii wyborczej" przed czterema laty. Tak czy inaczej A. Duda się kończy. Kończy się jako polityk, jako człowiek prawdomówny - bardzo rzadko, i tak już zostanie, ten pan mimo że w historii Polski zaistnieje to w bardzo krótki akapitach.
Nieważne już co robi, ważne, że kończy!
OdpowiedzUsuńjotka
I masz rację!
OdpowiedzUsuńNie wydaje mi się, żeby ktokolwiek w Waszyngtonie zauważył jego nieobecność.
OdpowiedzUsuńCoś tam było w sieci, że był widziany tu i tam nawet w Davos, ale zdjęcie z telebimem w Trumpem zrobił znany gość z przezwiskiem Pinokio.
UsuńDuda zrobił swoje, Duda może odejść.
OdpowiedzUsuńWypada dodać, że "zrobił swoje" dla swojego PiS.
Usuń