Pandemia, surowe nakazy zakazy związane z próbami przewalczenia jadowitej śmiertelności wirusa, który już opanował wszystkie zakątki globu tam gdzie żyją ludzie - a może i w kosmos się dostał ścigając, póki co nielicznych, podróżników w bezkres wszechświata. Wszystko to radykalnie zmieniło życie jeszcze nie zmarłych członków obecnej populacji.
Nie zważa to krwiożercze draństwo na: kolor skóry, wykształcenie, wiek, płeć, a nawet na język jakim posługuje się zarażany osobnik, wszystkich obdziela po równo - chociaż nie w tym samym stopniu. Jednych likwiduje od razu, innym nakazuje wielotygodniowe męczarnie wyłączając z działania część płuc, a jeszcze innych zaraża bezobjawowo w bonusie dodając możliwość bezobjawowego zarażania innych.
Zaczynamy się przyzwyczajać do życia w ramach wyznaczonych obroną przed skutkami spotkania się z wirusem. Zaczynamy przyzwyczajać się do tzw. "obostrzeń" mających tę obronę uczynić skuteczniejszą. Zaczynamy żyć w odosobnieniu, na uboczu, bez kontaktów bezpośrednich, face to face, z innymi nawet najbliższymi - chyba, że jeden, wspólnie zajmowany lokal nie pozwala na to. Zaczynamy żyć "w bańce".
Żyjemy w tych bańkach, wielo i jednoosobowych (te ostatnie są najbardziej przykre) przyzwyczajamy się do samotności, do samotności we dwoje, w troje itd. Urządzamy się w tych bańkach jak najwygodniej, uszczelniamy je, zabieramy je ze sobą na spacery nawet ze psem.
Każda bańka to niczym oddzielny, własny świat, do którego rzadziej, niż częściej, dopuszczamy innych. Nie mówiąc już na pozwolenie "wejścia" do wnętrza własnego światu, ale nawet zbliżenie się "spacerowe" tych wyimaginowanych baniek nie jest dopuszczalne. A jak już widziany jest osobnik bez maski lub z wystawionym ponad nią nochalem ścianki bańki zostają mentalnie wzmocnione, a osobnik łukiem omijany.
Ta atomizacja rodzinna, czy nawet śródrodzinna, oddala od siebie bliskich do tej pory sobie ludzi. Im dłużej nakazowa atomizacja będzie trwała, tym trudniej i dłużej potrwa późniejsza ich odbudowa.
Każdy mijany na spacerze człowiek, każdy dzwoniący do drzwi mieszkania, każdy współpasażer komunikacji miejskiej, kierowca taksówki która nas dowozi, ba nawet pani/pan w bibliotece podający zamówione siecią książki uważani są groźnych, za niebezpiecznych, mogących przebić ściankę "bańki".
Idźmy dalej. Rodzinne bańki będzie można łączyć we wspólnoty baniek blokowych, łączących budynki jednej, czy kilku ulic, osiedlowych, wreszcie miejskich, wiejskich, gminnych, powiatowych, wojewódzkich. Z przemieszczeniem się z bańki do bańki będzie wymagać odpowiednich dokumentów zaświadczających o zdrowiu "podróżnika" i wyrażeniu na "podróż" odpowiedniej zgody.
By już nie dywagować, nie antycypować przyszłości poprzestanę na wyrażeniu obawy obecnymi objawami eskapizmu i zakodowanym już w świadomości, stronieniu od drugiego człowieka, Ci co przeżyją będą mieli trudne zadanie w dziele odbudowy zaufania ludzi między sobą.
Izolowanie się niektórych osobników już widać, nie pomogą nawet zapewnienia, dowody, zaświadczenia, ten lęk jest silniejszy od smutku w samotnosci...
OdpowiedzUsuńCzyżby "towarzyskość" przyszłości przeniesiona zostanie do sieci?
UsuńPrzyzwyczaiłam się do samotności.W ostatnich latach opuściły ten świat moje dwie serdeczne przyjaciółki, w sierpniu 2019 r. zmarł mąż. Mieszkam sama, przez pół roku mieszkałam całkiem sama w Berlinie, bo córka z mężem i dziećmi byli w Szwecji. Przeżyłam, choć nie ukrywam, że bardzo się tego bałam.Teraz widujemy się nie częściej niż raz na tydzień, chociaż mieszkamy mniej niż pół km od siebie. Niestety ale tylko twarde przestrzeganie odosobnienia, noszenie maseczek i przestrzeganie higieny może spowodować systematyczne zmniejszenie rozprzestrzeniania się tej zarazy. Szkoda, że wiele osób nie może swego komfortu psychicznego poświęcić dla wspólnego dobra. W okresie świąt i Sylwestra na ulicach Warszawy było niezwykle "ludno i tłumnie" i mnóstwo osób bez maseczek, bo wszak byli na "świeżym powietrzu"- znajoma podesłała mi zdjęcia. Zupełnie inaczej niż tu, w Berlinie. No ale co kraj to obyczaj.Osobiście wolę tych, co się jednak boją kontaktów niż tych, którzy uważają odosobnienie i maseczki jako rodzaj histerii.
OdpowiedzUsuńMiłego dla Was i pozostańcie w zdrowiu;)
W Polsce "ludno i tłumnie" na ulicach... Rządzący nie potrafią przekonywać Polaków inaczej niż przy pomocy karania.
UsuńJa nie wiem jak to jest z tymi bańkami, słyszałem tylko, że nauczanie w klasach od 1 do 3 nauka ma się odbywać w systemie baniek.
OdpowiedzUsuńAle tak naprawdę to nie wiem, czy narzekasz, czy tylko stwierdzasz fakty związane z obostrzeniami? Jeśli narzekasz, to Cię nie rozumiem. Nie sposób udawać, ze pandemii nie ma. Jest i wymusza na nas takie a nie inne zachowania. Należy mieć nadzieję, że te zachowania nie wejdą nam w nawyk, ale coś mi się zdaje, że jeśli minie zagrożenie, wszystkie więzy międzyludzkie eksplodują niczym bańka mydlana.
Stwierdzenie społecznego zjawiska, jakim jest "bańkowanie", jest tylko stwierdzeniem istnienia już odmiennych stanów świadomości z jakimi się spotkaliśmy.
UsuńWyjścia z tej bańki ciagle nie widać
OdpowiedzUsuńObawiam się, że zakończenie pandemii (ten kto ma umrzeć to zrobi to) pozostawi wielu w ich "bańkach".
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńPiszesz o samotności we dwoje, w troje itd. To przecież nie samotność. Jeśli ktoś się czuje samotnie we dwoje, to chyba zawsze samotny był i nie miał nic wspólnego, poza dachem nad głową, z tą drugą osobą. Tyle tylko, że przed pandemią miał możliwość uciekać gdziekolwiek od tej samotności w rodzinie. Do baru, kina, sanatorium, kolegi, koleżanki...
A "bańki"? Powstały dużo, dużo wcześniej. Choćby ogrodzone z ochroną wspólnoty mieszkaniowe, życie elit w bańkach oderwanych od prawdziwego życia, "bańkowe" życie z sąsiadami, itd, itp...
A na ulicach, w parkach? Czy wcześniej integrowaliśmy się z innymi spacerującymi? Przecież nawet nie pozdrawialiśmy się wzajemnie, bo ten drugi to obcy z innej bańki. Myślę, że dla wielu osób w pandemii nic się nie zmieniło. Kto nie czuł się samotny wśród bliskich, z którymi żył pod jednym dachem, to dalej samotnym nie jest. Ot, taka moja "filozofia".
Pozdrawiam serdecznie.
Upatruję problem w rzeczywistej obawie bliskiego spotkania z kimś innym. Spotkania które nie zapewnia nie zarażenia się, a wprost przeciwnie. Samotności wymuszone covidem bardziej doskwierają niż spowodowane innymi przyczynami.
UsuńNie jest to pierwszy, ani ostatni sygnał jaki ludzkość otrzymuje od natury. Przecież nawet zwykłe przeziębienie żołnierzy Kolumba śmiertelnie wykańczało setki tysięcy, czy nawet miliony Indian. To jednak jest jak plaga która spada bez ostrzeżenia (zakładając, że nie było to celowe działanie). To dlatego zamykamy się w naszych bańkach i dlatego ten świat już nie jest i nie będzie taki jak poprzednio.
OdpowiedzUsuńOd zawsze uważam, że Natura broniąc się przed przeludnieniem globu naszego co i raz wynajduje sposoby na pozbycie części populacji żyjącej na jej powierzchni. Obroną jest zamknięcie się w owych bańkach, lub zejście w podziemie. Natura zna krytyczną ilość populacyjną i nie dopuści do dojścia do tej granicy, a tym bardziej do jej przekroczenia.
UsuńA ja myślę i wierzę, że te bańki kiedyś pękną. Ale będzie huk!
OdpowiedzUsuńNajpierw wierzysz, a później myślisz, czy odwrotnie? Skutek ten sam tak jak z pęknięciem bańki z powodu wzrostu ciśnienia, czy implozji.
UsuńJa się obawiam, że najgorzej zniosą to dzieci. Mam w domu siedmiolatka i widzę, jak on w tych warunkach buduje swój świat. Ciężko będzie potem uspołeczniać dzieci, które już ponad rok funkcjonują w takich dziwnych warunkach.
OdpowiedzUsuńObserwuję podobną sytuację u, jednak sporo starszego, wnuka. I też mam obawy.
UsuńJedno jest pewne - nawet jak ta bańka pęknie to odnajdziemy się w zupełnie innym świecie. I będziemy musieli od nowa nauczyć się żyć...
OdpowiedzUsuńBańka chroni przed covidem, a jak pęknie...
UsuńZ doświadczenia wiemy, że "życie pod kloszem" nie jest najlepszym rozwiązaniem, a więc i bańki nie obronią ludzkości przed wyginięciem. Pozostaje ewolucja, czyli minimum kilkanaście wieków. Czy ludzkość doczeka? Wątpię ...
OdpowiedzUsuńJuż chciałem napisać: A co mi tam ludzkość kiedy mnie nie będzie? Ale się pohamowałem.
UsuńStrach o zdrowie, o życie.... Ale przecież covid to nie jedyna choraba. Prawda.
OdpowiedzUsuńFatalizm zaprezentowałaś. Trochę tak, jakby byłaś przekonana, że wszyscy umrzemy - wcześniej, czy później, na covid, czy cegła z dachu spadnie...
Usuń