Miałem na dzisiaj przygotowany, (nie dokończony jeszcze na szczęście) swój własny tekst o skutkach "działań" prezesa PiS i jego akolitów dla Polski i Polaków. Znalazłem jednak podobny, ba!, znacznie lepiej opisujący wspomnianych działań zakres redaktorki "Wysokich obcasów" pani Natalii Waloch. A, jak już znalazłem i przeczytałem, uznałem że nie ładnie jest "ściągać" co trafniejsze sformułowania do "swojego tekstu" i daję (czytaj: wklejam) tę "wyliczankę" poniżej w całości.
Chciałbym zwrócić uwagę Państwa na zbitkę słowną "kibole narodowi" łączącą wprost, przynajmniej werbalnie, "normalnych" kiboli z "normalnymi" narodowcami.
1. Pandemia
Trudno powiedzieć, od czego zacząć wyliczanie błędów władzy w walce z pandemią. Najprościej byłoby chyba powiedzieć, że walki tej nie podjęto, gdy był na to czas. Rząd nie słuchał wiosną naukowców, którzy pokazywali modele matematyczne przewidujące obecny kryzys, nie słuchał lekarzy. W desperacji niedawno zaczął za to ustami Jacka Sasina obrażać personel medyczny: za zapaść w służbie zdrowia mają ponosić winę leniwi i tchórzliwi pracownicy lecznic. Minister zdrowia natomiast zdemaskował dyrektorów szpitali: ponieważ ukrywają oni wolne łóżka, postanowił posłać do placówek żołnierzy, którzy będą je liczyć.
Ruchy rządu odnośnie pandemii są chaotyczne, a planowanie jest na poziomie losowania karteluszków przez papugę na jarmarku.
Nikt w Polsce nie wierzy już w podawane statystyki zachorowań i zgonów, co jest absolutną porażką władzy.
2. Protesty kobiet i młodych
Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji wyprowadziło na ulice najpierw tysiące Polek, potem dołączyli mężczyźni, wreszcie nieprzebrane tłumy młodzieży, uważanej dotąd - nie wiadomo dlaczego - za otumanioną Netfliksem do tego stopnia, że jej aktywność miała się rzekomo sprowadzać tylko do sięgania po chipsy i miziania smartfona. Protesty ogarnęły nawet te małe miasta i miasteczka, gdzie PiS zawsze wygrywał. Przeciągając strunę w sprawie aborcji, władza nie pierwszy raz pokazała, że nie liczy się z ludźmi, ale pierwszy raz udało się jej dotknąć niemal wszystkich. Bo większość ludzi ma lub chce mieć dzieci, a ci, co nie mają własnych, mają rodzące siostry, przyjaciółki, szwagierki, kuzynki. I każdy chce, żeby ciąża przebiegała książkowo i skończyła się narodzinami zdrowego, różowego niemowlaka.
Nikt normalny nie ma odporności na cierpienie ciężarnych i noworodków. Jak pokazał rozwój wypadków, odporności takiej nie nabiera się też zawsze wraz z legitymacją partyjną PiS.
3. Gierki Trybunału Konstytucyjnego
O ile wcześniej sędziowie, konstytucjonaliści, adwokaci i publicyści bezskutecznie starali się wyjaśnić Polakom, że zabawy PiS z wymiarem sprawiedliwości naprawdę są niebezpieczne i mogą się przełożyć na życie każdego z nas, o tyle Jarosław Kaczyński okazał się nauczycielem doskonałym. Polacy bowiem bezbłędnie odczytali machinacje, jakich prezes dopuścił się wespół w zespół z Julią Przyłębską i zrozumieli, że szef PiS wykorzystał Trybunał, żeby nie narażać się na gniew suwerena przy przepychaniu zmian w prawie aborcyjnym przez Sejm. Cóż, nie wyszło i suweren się wkurzył. Gniew podsyca to, że władza, która wcześniej mówiła, że wyroki TK są niepodważalne, sama zaczęła je podważać m.in. przez ustawodawcze propozycje prezydenta Dudy, który wprost wyrok Trybunału neguje.
4. Bezpieczeństwo obywateli pod skrzydłami Kaczyńskiego
Orędzie Jarosława Kaczyńskiego po pierwszych protestach Strajku Kobiet miało być groźne.
Pokazało jednak, że prezes PiS i wicepremier jest jak opętana Królowa Kier z “Alicji w Krainie Czarów”, która potrafi tylko histerycznie nawoływać: “Ściąć go! Ściąć go!”.
Wicepremier - podkreślmy to - do spraw bezpieczeństwa i obrony narodowej - który miał idealną okazję pokazać, jak silną ręką trzyma państwo w garści, zamiast tego wywołał na ulice kiboli, żeby pilnowali kościołów i walczyli z protestującymi kobietami. Abstrahując od podłości, jaką jest nawoływanie do rozruchów oraz napuszczanie jednych obywateli na drugich, jest to też dalece groteskowe.
5. Prawdziwa twarz narodowych kiboli
Plan Jarosława Kaczyńskiego jednak się nie powiódł. Kibole, teraz nazywani Strażą Narodową, co prawda przyszli pod kościoły, ale pod tymi pilnowała ich policja i Żandarmeria Wojskowa. Mundurowi zdusili też szybko agresję narodowców, gdy napadli na pokojowo demonstrujących przeciw władzy podczas wielkiego Marszu na Warszawę 30 października. A ponieważ lewacy i feministki nie przyszli bić się z nimi 11 listopada na Marszu Niepodległości, chłopcy Bąkiewicza zdemolowali m.in. empik.
Walka tych panów z książkami wydaje mi się bardzo wymowna i symboliczna.
Po 11 listopada i regularnych burdach z policją widać, kim są tzw. środowiska patriotyczne, które władza tak długo nie tylko tolerowała, ale wręcz hołubiła. Przypomnijmy, że rok temu do marszu narodowców przyłączył się prezydent Andrzej Duda.
Dzień po marszu posłowie z partii rządzącej dwoili się i troili, żeby odciąć się od kibolskich wybryków. Niestety, przekaz dnia zakłócił Antoni Macierewicz - którego ktoś zapomniał zamknąć w komórce - i powiedział, że była to wspaniała impreza.
6. Mundurowi nie słuchają
Jakby tego było mało, władza, zdaje się, nie bardzo może do końca liczyć na służby mundurowe, które najwyraźniej stronią od roli narzędzia do eskalowania społecznych konfliktów. W zamyśle PiS i prezesa Kaczyńskiego policja miała bez ceregieli i z użyciem siły rozpędzić protestujące ze Strajku Kobiet, ale postawił się temu komendant główny policji. Na moment potem nastąpił zwrot akcji i zaostrzenie kursu wobec kobiet i młodzieży, niemniej co rusz z szeregów policji dochodzą głosy niezadowolonych funkcjonariuszy, którzy nie chcą brać udziału w ulicznych bitwach z obywatelami, wielu z nich poszło na zwolnienia lekarskie. Do tego list wzywający do łagodzenia konfliktów napisali emerytowani generałowie, a – jak twierdzą - poparli go też czynni dowódcy.
Tego rodzaju publiczne wystąpienie jest dla władzy wielkim ciosem, bo pokazuje, że w razie czego niekoniecznie ktoś będzie słuchał jej rozkazów.
7. Dziwisz wiedział, nie powiedział
Uliczne protesty od początku były silnie antyklerykalne, czemu trudno się dziwić, zważywszy na oficjalne podziękowania hierarchów za wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. O ile Jarosław Kaczyński początkowo mógł mieć jakieś złudzenia, że ludzie ruszą bronić kościołów przed feministkami i młodzieżą, o tyle po filmie “Don Stanislao” Marcina Gutowskiego policja w Krakowie musiała pilnować domu Stanisława Dziwisza. Wstrząsający reportaż, pokazujący uwikłanie sekretarza Jana Pawła II w tuszowanie kościelnej pedofilii obnaża nie tylko polski Kościół, ale też obecną władzę, która się z nim zblatowała do granic możliwości. Gdyby informacje o Dziwiszu były pierwszymi, może spin doktorzy jakoś by to ograli, ale to kolejne świadectwo kościelnych win.
Trudno będzie władzy zdjąć z siebie odium współpracy z instytucją, która wiele lat systemowo ukrywała gwałcicieli dzieci.
8. Brawurowy minister Czarnek
Jednym z najpoważniejszych pandemicznych problemów jest kwestia zdalnej edukacji. Tysiące polskich uczniów, nauczycieli i rodziców każdego dnia walczy z różnego rodzaju przeciwnościami, żeby zapewnić dzieciom właściwą edukację. Jakie będą skutki zdalnego nauczania, tego nikt dziś nie wie - poza tym, że na pewno będziemy mieli wielkie, społeczne kłopoty. Dość powiedzieć, że podczas wiosennego lockdownu z systemu zniknęły całe kohorty dzieciaków, które po prostu nie miały dostępu do komputerów.
Minister edukacji Przemysław Czarnek, którego dymisji domaga się m.in. część środowiska naukowego, nie zajmuje się jednak dziećmi, które za moment będzie trzeba wyciągać z analfabetyzmu, ale każe kuratorom ścigać nauczycieli, którzy popierali uliczne protesty.
Do tego co rusz wyskakuje z różnymi kwiatkami, takimi jak zmiana kanonu lektur i programu historii, by w szkołach było więcej treści patriotycznych oraz dzieł Jana Pawła II. Brzmi to dość kontrowersyjnie w świetle Marszu Niepodległości i afer kościelnych.
9. Koalicja wewnętrznie sprzeczna
To, co najbardziej pokazuje osłabienie obozu rządzącego, to wewnętrzne konflikty. Nie od dziś wiadomo, że i Zbigniew Ziobro, i Mateusz Morawiecki mają chrapkę na przywództwo na prawicy. Ostatniego słowa z pewnością też nie powiedział Jarosław Gowin. Jak bardzo nie tylko Zjednoczona Prawica, ale nawet i sam PiS nie jest monolitem, można było zobaczyć po awanturach wokół “piątki Kaczyńskiego” - ustawa do dziś nie ma poparcia większości. Podobnie jest z “kompromisem Dudy”, który jakoś chce ugasić pożar po wyroku Trybunału Konstytucyjnego – jego ustawa jakoś też nie może wejść pod obrady. Zdaniem komentatorów PiS po prostu nie jest w stanie zapewnić jej odpowiedniej liczby głosów.
Gdyby tego wszystkiego jeszcze było mało, dodajmy, że minister Czarnek chce cofać reformę Gowina w szkolnictwie wyższym, którą wicepremier uważa za swój sztandarowy sukces i która jest jednym z zawiasów, na których trzyma się koalicja.
10. Abdykacja Andrzeja Dudy
Jak bardzo niewygodnie zrobiło się u władzy, świadczy niemal całkowita nieobecność prezydenta. Stanowisko w sprawie protestów zajął dość niemrawo. W dodatku, żeby zadowolić możliwie dużo obywateli, sam orzeczeniu TK przyklasnął (żeby nie wycofywać się z wcześniejszych wypowiedzi), a z drugiej flanki wypuścił żonę i córkę, które były nieco bardziej wobec niego sceptyczne.
Duda wyszedł z inicjatywą ustawy, która miałaby orzeczenie Trybunału łagodzić, ale wyglądał jak leser wywołany do tablicy z ostatniej ławki, któremu nie udało się dość skulić, żeby nauczycielka go nie zauważyła.
Prezydent nie wspiera obywateli w trakcie pandemii, nawet 11 listopada się poddał, ograniczając się do wystąpień skąpych i letnich. W obecnej sytuacji, kiedy jako prezydent bezpośrednio nie odpowiada za załamanie w służbie zdrowia i inne wpadki rządu, mógłby łapać punkty jako lider podtrzymujący Polaków na duchu, ot, opublikować listę polecanych lektur, jak to miał w zwyczaju robić Obama, albo zwrócić się do dzieci, jak swego czasu nowozelandzka premierka Jacinda Ardern. No ale fakt, do takich gestów trzeba mieć jakąś wiarygodność, a Andrzej Duda chyba już sam czuje, że po tylu latach legitymizowania największych ekscesów PiS ani krzty wiarygodności nie ma. Siedzi cicho, bo za moment może się okazać, że Kaczyński już nie będzie mógł, a suweren nie będzie chciał mu pomóc.
Posłużę się zabawną ripostą „Empiku”, który w dzień po zajściach, pokazując zniszczenia stwierdził, że to „efekt garnięcia się młodzieży do książek”. Ironia tak celna, że ją pewnie zapamiętam do końca życia. Powinien ją też zapamiętać minister Czarnek, który chce zmusić młodzież do czytania dzieł Lenina, sorry, dzieł Jana Pawła II, co i tak na jedno wychodzi, bo będzie rodzić ten sam zapał.
OdpowiedzUsuńZapał czytelniczy "tej młodzieży" jest jednak niebezpieczny dla otoczenia.
UsuńNiech się kończą, im szybciej tym lepiej dla kraju. Póki jeszcze całkiem dzicz kibolsko-narodowa nie zawładnęła ulicami
OdpowiedzUsuńTo jak z Trumpem w USA, narobił tyle szkód w kraju i za granicą, a płatnych wyznawców ma wielu.
UsuńJuż kilka lat temu pisałem, że tak naprawdę należy się obawiać tego co się wyłoni z "ostrego cienia mgły", gdy Kaczyńskiego zabraknie. Jest już pewne, że powstanie kilka frakcji bardzo dziwnych, skrajnych wobec siebie, i niebezpiecznych dla Polski. Uważam, że najlepiej by było poczekać aż PiS sam siebie zgnoi. Nie łudźmy się też, że odrodzi się PO, lub tp. centrolewicowe ruchy społeczne, bo dotychczasowe teczki i haki są niczym w porównaniu z obecnymi "kijami i marchewkami" jakimi dysponuje rząd.
OdpowiedzUsuńCzy może być coś/ktoś groźniejszy dla demokracji od prezesa PiS?
UsuńOczywiście, że tak! Kolejne pokolenie macierewiczów, kamińskich, ziobrów, bosaków, itp.
UsuńZ chwilą wygrania wyborów przez tę pisaną formację od razu było wiadomo jak to się skończy. Jasnowidzem nie byłam, ale jest tak jak przewidywałam, a nawet gorzej.
OdpowiedzUsuńTak, to było do przewidzenia, ale nie było demokratycznej siły by temu zapobiec.
UsuńJednym słowem DZIEJE SIĘ.
OdpowiedzUsuńDzieje się, ale nic dobrego.
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńTrochę... Jak ziemniaki, co jesienią się wykopuje, a na wiosnę wsadza?
Pozdrawiam serdecznie.
Jestem ateistą... Nie "wojującym" co prawda, bo jak walczyć z nieistniejącym, ale jednak. Z tego powodu całym sercem popieram panów Czarnka, Gulbinowicza, Dziwisza, kretyniejącego w tempie geometrycznym Prezesa et consortes. Dlaczego? Oni robią,tak wiele, aby zrazić społeczeństwo do ubogich arcypasterzy z PKP-K [Polski Kościół Pedofilsko-Katolicki], jego popleczników i sługusów oraz samego Kościoła z jego dwoma tysiącami lat specjalizacji w "magisterskiej misji" obełgiwania świata i drapieżnego gromadzenia "grzesznych" dóbr... Ich wysiłek powoli procentuje...Pokolenie jedno...dwa... Dwudziestu następnych wieków nie będzie. Finita la commedia...
OdpowiedzUsuńJKN. Masz rację z "nieistniejącym" się nie walczy, się go olewa. Ale sami widzisz i słyszysz jak funkcjonariusze pana B. zaprzeczają jego nauce. Jakby jej nie było, a jak nie ma nauki to i nauczyciela też.
OdpowiedzUsuńA ja się właśnie dowiedziałam z onetu, że partii rządzącej rośnie słupek....
OdpowiedzUsuńTo jakiś horror przecież!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Spokojnie trend spadkowy jest zaznaczony wyraźnie.
Usuńnie czytał Jarek Koheleta. Wszystko prze-mija. Pis też. Może doczekamy.
OdpowiedzUsuńPrezes zamierza być wiecznym jak Lenin.
UsuńMoże doczekamy spektakularnego upadku, tylko co potem?
OdpowiedzUsuńMarazm i brak nadziei?
Czemu w upadku PiS dostrzegasz koniec wszystkiego. Ten Twój "marazm i brak nadziei", chociaż ze znakiem zapytania dziwnie wybrzmiał jakbyś z PiS-em związała na śmierć i życie.
UsuńNie widzę po prostu, kto miałby ciągnąć to wszystko dalej.
UsuńMasz rację tego się nie da ciągnąć dalej, "to" trzeba zmienić do korzeni.
UsuńDręczy mnie to samo pytanie. Mam wrażenie że rozkład będzie postępował, nawet jak już nie będzie PISu. Tu nie ma komu tego naprawiać.
UsuńRadku, jednak "gnicie" czyli rozkład naturalny już postępuje i trwa, problem jedynie w tym jak długo ten "progres" będzie trwał.
Usuń