Ponoć nie ważne, jak się zaczyna, ale istotne jest to, jak się kończy! Tylko że w przypadku biało-czerwonych na Rosyjskim Mundialu nie można dobrze wspominać tak początku jak końca.
Tak, tak! Proszę szanownych blogowiczów, to ten sam balkon "z naprzeciwka". Smętnie - na początku i dumnie - po pierwszej klęsce z Senegalem powiewające "chusty narodowe" (widać je w poprzednich dwóch postach) zostały zdjęte skrycie z dużą dozą zażenowania i wstydu, że się dało wiarę pompowanym do niebotycznych rozmiarów zapewnieniom o biało-czerwonym mistrzostwu drużyny Nawałki. Te oznaki wiary zdjęto po "meczu na stojąco" z Japonią, jakby jeszcze do tego spotkania trwano w przekonaniu, że coś zaiskrzy, że włączy się jakiś dopalacz, że honorowo dadzą się na tarczy wynieść z zielonej murawy wołgogradzkiego stadionu.
I tak oto sny o potędze piłkarskiej i światowej klasie "naszych" się skończyły. Smak przebudzenia, jak po koszmarnym śnie w niewygodnym łożu, jak na "drugi dzień" po upojnej zabawie do "białego rana". Póki co kończę z piłką kopaną na dłużej.
Przynajmniej kwiatki na balkonie zostały:)) A mogły paść ofiarą kibicowskiej furii.
OdpowiedzUsuńPytałem się mieszkańców mieszkania z inkryminowanym balkonem: Czy ostał się telewizor? Okazało się, że aż takimi fanami biało czerwonych nie są.
UsuńNiektórzy jednak nie zważają na to jak się zaczyna i jak się kończy, bo dla nich ważniejsze jest to co pomiędzy.
OdpowiedzUsuńInny, Andrzeju, wystarcza, że zaczynają, zaczynają i zaczynają. To "po środku" i co "na końcu" ich nie obchodzi. Znasz przecież: na koń ze szwagrem siędziem i jakoś to będzie.
UsuńA my oglądamy mecze po prostu, najbardziej lubię karne!
OdpowiedzUsuńNo nie mów, że bez emocji! Jeśli tak, to faktycznie nie ma różnicy jaki, o co i w jakiej dyscyplinie mecz się ogląda. Ale po co? Nie lepiej "Star Treka"?
Usuń