Conradowsko wprost upłynęły ostatnie dni (do wczoraj) w naszej Rodzinie. Nie rozwądząc się nad przyczynami podam fakty będący wyraźnym objawami owej literackiej "smugi cienia", w jaką Conrad-Korzeniowski oblekł opisując zdarzenia gdzieś w Zatoce Sjamskiej (teraz Tajlandzkiej), na unieruchomionym przez flautę żaglowcu.
A zacząło się zgonem majego młodszego brata.
Tuź po uroczystościach pogrzebowych do szpital trafiła siostra mojej żony. Siostrę wypisano przed Świętami w stanie nie do końca wyleczonym ropieniem wątroby. Zamieszkała z nami na parę dni.
W Wigilię Pogotowie Ratunkowe wzywaliśmy dwukrotnie, do siostry Marii rano i do Marii wieczorem po stwierdzeniu szalonego wzrostu ciśnienia tętniczego (z podejrzeniem zawału serca). Marię zabrano na dalsze badania na SOR pozwalając jej wyjść, z odpowiednimi zaleceniami, dopiero nazajutrz.
Conradowską "smugę" zakończył koniec morskiej ciszy, a naszą bezprzykładna opieka i pomoc organizacyjna i współczująco-cierpliwe zachowanie naszych dzieciaków (dorosłych już) i ich partnerów.
Ponoć jak się smugę cienia przetrwa, to już nic nie zamęczy człowieka.
Ech, przetrwaliście!
OdpowiedzUsuńZamiast "powiania wiatru conradowskiego" nasze dzieci nam pomogły.
UsuńNajważniejsze, że jeszcze żyjecie. A u niektórych z blogowych niestety zdarzyło się to, co jest największą i jedyną sprawiedliwością tego świata, bo w pewnej chwili dotknie każdego z nas. Od pewnego roku życia po prostu zaczynamy żyć na kredyt i każdy kolejny dzień może być tym ostatnim. Przykro mi, że te wszystkie losowe zawirowania przypadły akurat w tym świątecznym okresie, no ale tak naprawdę mamy minimalny wpływ na to co się nam ze zdrowiem i naszym istnieniem wydarzy. Nie bardzo tylko mogę pojąć jak można wypisać pacjentkę ze szpitala, gdy ma stan ropny jednego z ważniejszych narządów. Trzymaj się Jerzy, smuga cienia przemija.
OdpowiedzUsuńAnabell jeszcze, jeszcze... i chcemy nadal - tak jak wszyscy pożyć nieco.
UsuńCzasami zdarza się taka kumulacja, ale wystarczy!
OdpowiedzUsuńWsparcie najbliższych bywa kluczowe...
jotka
Myślisz, że tylko raz się w życiu zdarza? Tak jak pierwsza miłość.
UsuńCzarna seria. Współczuję i wspieram dobrą myślą.
OdpowiedzUsuńByło, na szczęście minęło. Zapamiętamy ten moment na "naszej osi życia". Zapamiętamy bo możemy istniejąc nadal.
UsuńZaczęło się niewinnie, lekkie przeziębienie, niestrawności, i już w Wigilię wylądowałem w łóżku. Mam nadzieję, że jeszcze się wywinę, chociaż jakieś ślady pozostaną. Życzę szybkiego powrotu do formy.
OdpowiedzUsuńW pewnym wieku każda "niewinność" prowadzić może w różne drogi.
UsuńŻyczę, by żadna ze smug nie odwiedziła Cię w najbliższym roku. Dużo zdrowia, spokoju, radości i miłości dla Ciebie i Twojej Rodziny, a także dla kochanych komentatorów. Niech ciepło i empatia otula każdego!
OdpowiedzUsuńDzięki! Mam taką nadzieję, że nieszczęścia nie chodzą parami.
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńPo tej smudze cienia, należy się dobra końcówka roku bieżącego i wspaniały nowy rok, czego życzę z całego serca.
Pozdrawiam serdecznie.
Minąła, ale nie została zapomniana jeszcze gdzieś ukryta głęboko trwa.
Usuń