Jak się "grzebie", to się natrafi na coś tam zapomnianego, coś co się zapodziało za szeregiem równo, albo nierówno, ustawionych książek w drugim rzędzie lub jeszcze głębiej. I tak natrafiłem Spis Rodzinnego Księgozbioru.
Strona tytułowa zaświadcza, o terminie rozpoczęcia i zakończenie "spisywania" na numerze 1456. Na książce Stephena Kinga "To" tom 1-3., wydanej przez "Amber Mizer" w 1993 r., w cenie - 150 000 zł.
Takie oto ceny miały książki w czasach przed denominacją złotówki w 1995 r., z przelicznikiem 10 000 zł na 1 zł. Takie były ceny kiedy zarabiało się po kilka milionów złotych, ale inflacja wzrosła do 1 395% (tako rzecze wikipedia.)W ostatnio wypożyczonej z biblioteki książce, w biografii Świętego Tomasza z Hippony, tkwiła Karta książki, którą skwapliwie zeskanowałem i dołączam do postu. Karta zawiera kilka ciekawych danych, a także ceną wynoszącą w roku zakupu do bilioteki (1994) 90 000 zł.
Spis naszych książek i kartę książki zachowam nadal. Schowam ją, by zapomnieć, by przypomnieć sobie po latach o nich. A może progenitura zajrzy i sprawdzić zechce co się przed niemal półwiekiem czytało w ich Rodzinie.
Tak, ciekawe co ma na znaleźć w starych szufladach. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJeszcze wszystkich tajemnych miejsc nie przejrzałem. Radość z odnalezienia trzeba dozować małą łyżeczką.
Usuńno tak, standardowa karta biblioteczna: książki miały swoje, abonenci swoje i jedno z drugim musiało się zgadzać... teraz wszystko ogarnia system i jest więcej czasu sobie miło pogadać z paniami od biblioteki... przynajmniej teoretycznie, bo praktycznie system nie ma tu nic do rzeczy w temacie owego pogadania i tu akurat niewiele się zmieniło...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Pogadać można i trzeba. System jednak nie pozwala na odkładanie "pod ladę".
Usuńsystem daje możliwość zamawiania książek przez net, prowadzi też listę kolejkową w razie zaistnienia kolejki po jakąś pozycję i tak na dobrą sprawę, to da się to obejść wypożyczając coś komuś "po znajomości" poza tą kolejką, tylko pytanie, ile można mieć maximum takich znajomych, żeby się w tym nie pogubić... mnie na miejscu tych pań po prostu by się nie chciało w to bawić...
Usuńtak przy okazji, to termin oddania książki można prolongować, nawet chyba kilka razy, ale pod warunkiem, że nikt inny się nie wpisał w kolejkę, bo wtedy system blokuje taką opcję...
Czasem widzę w systemie, że książka jest wypożyczona, ale data zwrotu wyświetla się na przykład 2 albo 3 miesiące do przodu. Może ma ją bibliotekarz, któremu przysługuje dłuższy termin, nie wiem :)
UsuńCzytając ten post dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę inflacja nie miała w PRL aż takiego znaczenia jaki by mogła wywołać dzisiaj. Po prostu nie było wtedy bezrobocia. Owszem z dnia na dzień ceny szybowały górę, ale za nimi pospieszały płace i rozszerzała się sprzedaż na kartki. Poza tym złoty polski nie był jedynym środkiem płatniczym, bo na wpół legalnie funkcjonował dolar (ew. inna waluta), bon Pewex, oraz wymiana barterowa. W sumie było znacznie weselej niż dzisiaj.
OdpowiedzUsuńWeselej było, oczywiście że tak. Cinkciarze wystający pod bankami i Peweksami dorabiali się niezłej kasy.
Usuńnie tyle cinkciarze, co "wałki", bo jakby nie było, to uczciwe transakcje miały miejsce tylko przy drobnych sumach, zaś główny ich zarobek pochodził z przewalania ludzi na grubsze sumy /vide film "Sztos", który można uznać za paradokumentalny/... potem wielu przeniosło się pod kantory lub na dawny warszawski Stadion, tam już "walili" przyjezdnych zza Buga na żywca, bez litości...
Usuń...
za to w okresie inflacji miała miejsce pewna ciekawostka: w Berlinie Zachodnim w bankach można było kupić za grosze polskie złotówki, przywieźć do Polski i kupić za to poważniejszą walutę... to się kalkulowało, ale miało sens jedynie przy sporych sumach i tylko do chwili trwania inflacji...
Prawdziwa rodzinna biblioteka:-)
OdpowiedzUsuńPrzeróżne rzeczy można znaleźć w książkach, swego czasu znalazłam zasuszone kwiaty, stare banknoty, kartki żywnościowe, zdjęcia.
Fajna ciekawostka:-)
Wszystko co wymieniłaś znajdowałem wielokrotnie.
UsuńNadrabiasz zaległości na każdym kroku. Coś jednak trzeba robić skoro normalności jeszcze nie widać,
OdpowiedzUsuńNie umiem siedzieć bezczynnie nawet przy oglądaniu telewizji
UsuńMam w szufladzie taki katalog - starszy, bo zaprowadzony przez mojego Ojczastego, może jeszcze w latach kawalerskich (nie ma niestety daty). Świetna pamiątka.
OdpowiedzUsuńA tego typu karty biblioteczne czasem jeszcze znajduję w starszych książkach.
W cyfrowych wydaniach takich rarytasów się nie znajdzie.
UsuńTakże często natrafiam na takie karty, w książkach z biblioteki. Raz natrafiłem nawet na taką, na której był mój własny numer biblioteczny. Pamiętam, wypożyczyłem tę książkę już kiedyś, dawno temu, gdy jeszcze chodziłem do szkoły. Przypomniały się szczenięce lata.
OdpowiedzUsuńZdziwiłam się - jak to, do szkoły?
UsuńDopiero druga myśl: nie każdy wyemigrował ze swej miejscowości, więc może chodzić całe życie do jednej biblioteki :)
Podobny przypadek miałem podczas "grzebania" w antykwariacie...
UsuńSzkoda, że nie zrobiłem takiego spisu. I jeszcze z adnotacją komu dany egzemplarz pożyczam. Wiele książek gdzieś zapodziało się bezzwrotnie...
OdpowiedzUsuńNawet członkowie rodziny pożyczali książki dalej nie pamiętając komu.
UsuńPamiętam takie karty biblioteczne. Teraz już nikt ich nie używa u nas, bo wszystko zostało skomputeryzowane.
OdpowiedzUsuńNie trzeba było szukać po półkach z książkami - wystarczyło przejrzeć szufladki z takimi kartami by coś wynaleźć.
UsuńWzruszające są takie "domowe wykopaliska". I ja co pewien czas coś odkopuję ....
OdpowiedzUsuńJeszcze trochę "miejsc" pozostało do sprawdzenia - u Ciebie także.
Usuń