Zabrzmiało to dumnie i górnolotnie, a tą Redakcją jest miejsce w którym tworzy się i drukuje (jak potrzeba) blog Gazeta Domowa 2 i Gazeta Domowa w windowsowym programie Publisher. Do tej właśnie Redakcji przyszedł list - będąc ścisłym to nie do Redakcji a na adres gdzie obecnie Redakcja urzęduje i tworzy.
Przyszedł list zza Wielkiej Wody w takiej oto kopercie i doszedł! - doszedł po blisko 3 miesiącach od chwili nadania.
List adresowany na posesję przy ulicy której nazwa została zmieniona na Radiową, a wcześniej - za Prus Wschodnich - nosiła nazwę Soldauer Strasse (ulica Działdowska).
Przyszedł list do Pana (nie żyjącego od 20 lat) i Jego Rodziny, która nie mieszka pod wskazanym na kopercie adresem. Redakcja zajmuje ten lokal już po innych lokatorach, którzy mieszkali w nim po opuszczeniu go przez adresata listu.
W liście (otwartym za zgodą córki Adresata - o czym niżej), były życzenia Bożonarodzeniowe i wspomnienia o wzajemnych miłych odwiedzinach się obu Rodzin. Właściwie to nie wiedzieliśmy co z tym fantem (listem) zrobić. Ale od czego cierpliwość Marii i jej chęć dojścia do prawdy i próby ustalenia możliwości przekazanie listu Rodzinie Adresata. Na pierwszy ogień zrobiła wywiad wśród sąsiadów, którzy znali adresata i mieszkali obok. Z ich opowieści o rodzinie, o dzieciach i ich zawodach uzyskała tyle informacji, że udało się przez internet i telefon dotrzeć do jednej z córek Adresata. Udało się! Zaskoczenie po tamtej stronie słuchawki (w Warszawie) było olbrzymie i radosne. Jest adres Rodziny Adresata, list dojdzie wreszcie tam gdzie miał trafić.
Wspaniała niespodzianka. Choć 3 miesiące na przesyłkę w dzisiejszych czasach to naprawdę sporo. W końcu Phileas Fogg w 80 dni okrążył cały świat już blisko 50 lat temu.
OdpowiedzUsuńRozumiem Twoje zdziwienie, ale zwróć uwagę, że oprócz miasta, numery budynku i mieszkania wszystkie inne dane były nieprawidłowe.
UsuńGratulacje dla Rodzinnego Detektywa! Świetna historia i być może początek nowej, ciekawej znajomości?
OdpowiedzUsuńJuż to Marii powiedziałem. Dziękuje Ci!
UsuńNiesamowita historia, godna opowiedzenia, super!
OdpowiedzUsuńBrawa dla dociekliwej żony:-)
Maria wie, że mieszkamy po porządnych lokatorach naszego lokum. Stąd jej chęć kontaktów z nimi.
UsuńTrochę długo jak na dzisiejsze czasy, chociaż kiedyś listy od mego kuzyna mieszkającego w Ottawie wędrowały regularnie miesiąc- co dziwniejsze -moje w tamtą stronę docierały w zaledwie 2 tygodnie. Brawa dla Twej żony!!!To wspaniale, że postanowiła znaleźć adresata tego listu.
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Maria dziękuje za "brawa". Sądzę, że czas "wędrówki" naszego listu wydłużył niedokładny, a właściwie nie istniejący adres.
UsuńOt i niespodzianka..nic tylko gratulować Marii cierpliwości bo przy okazji komuś innemu sprawiła odrobine radości.
OdpowiedzUsuńMarku! Jak nie się nie jest empatycznym nie można oczekiwać od innych wsparcia.
UsuńAż mi się łza w oku zakręciła! Świetna historia, a pani Marii przybijam piątkę, bo tez lubię takie detektywistyczne historie :)
OdpowiedzUsuńA przy tym przypomniały mi się czasy, gdy prowadziłam bogatą korespondencję, do dziś bardzo lubię ładne znaczki (choć ich nie zbieram).
Pani Maria podczytuje Twój blog i komentarze, bo też czyta bez opamiętania. Czyta, ale to nie jej opinie są w komentarzach na Twoim.
UsuńTo mi bardzo miło :)
Usuńfajna historia! jeśli przesyłka zostanie wysłana pod adres wskazany przez Adresatkę, koło pocztowego dyliżansu zostanie domknięte. Po drodze połączyło tyle pięknych osób, zadając kłam powszechnej znieczulicy, obojętności itp. Gratuluje udziału w przedsięwzięciu!
OdpowiedzUsuńPrzesyłka, wraz z listem opisującym obecny stan mieszkańców posesji, została wysłana.
UsuńJestem pełna uznania dla Twojej Żony.
OdpowiedzUsuńA cala historia po prostu niesamowita:-)
Życie każdego pozytywnie może zaskoczyć.
UsuńFakt, wielkie zaskoczenie dla rodziny. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTak, to miłe zaskoczenie.
UsuńCzytam Twoje komentarze zamieszczane u Stokrotki. Bardzo mi się podobają, dlatego wspomniałam o Tobie na swoim blogu przy okazji postu na Dzień Mężczyzn, a dziś postanowiłam osobiście zajrzeć na blog. Wspaniała historia i efekty działania Twojej żony. Ja po śmierci swojej matki, próbowałam napisać list do Australii, gdzie mieszkała jej przyjaciółka. Adres wzięłam ze starego notesu, niestety na mój list nikt nie odpowiedział. Jednak parę lat temu dzięki życzliwości pewnego Lublinianina udało mi się ustalić dokładny adres byłego absztyfikanta i nawiązać kontakt z jego rodziną, by poznać dalsze losy po naszym rozstaniu. Masz rację, że empatia ma ogromne znaczenie. Pozdrawiam Ciebie i Małżonkę(na drugie mam też Maria).
OdpowiedzUsuńWitam Cię serdecznie, Mario! Po latach dopiero się ocenia to co minęło, a wspomnienia i przypomnienia dowartościowują to co mamy na dzisiaj. Zapraszam częściej.
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńNiesamowite wydarzenie z tym listem.
Pozdrawiam serdecznie.
Dobrze, że tak się zdarza. Można komuś pomóc wrócić do przeszłości.
UsuńNigdy mnie nie przestają zadziwiać takie historie.
OdpowiedzUsuńNi jeszcze niemal detektywistyczna zagadka została rozwiązana. :)
To tak jak list znaleziony w butelce na przymorskiej plaży.
UsuńTaka historia z dobrym zakończeniem zawsze poprawia nastrój.
OdpowiedzUsuńPani Maria to wspaniały detektyw, rzadko zdarza się, aby sprawę z uporem doprowadzić do końca.
Serdeczności dla Ciebie i Marii
Jestem z Marii dumny nie tylko jako jej mniej istotna połowa.
Usuń