Pamiętający, tak nie odległe czasy, kiedy od palenia zaczynało się wszelkie zło i nie było właściwie istotnym, czy się pali: książki, sklepy, czy ludzi..., a przynajmniej nie było to obojętne Polakom - pokazało spalenie polskiej flagi w Kijowie. Samo jakieś tam podpalenie i spalenie flagi nie byłoby interesującym, gdyby "intencje" tego podpalenia/spalenia nie były jasno określone. A nie były!
Odbyła się demonstracja, pod ambasadą, i tyle. Czyli nie są znane powody podpalenia flagi.
Czym zajęła mnie ta informacja? Nie dlatego, że jakiś pożar tam się zdarzył, że w ogóle coś się udało podpalić (w tak chronionej strefie przecież), ale że Ukraińcy zaczynają, mieć (i je mają) już pretensje do zachowań Polski, jeśli chodzi o obroną przed przejęciem ich przez Rosję.
Rodzimi (polscy) guru, którzy wieszczą, że "naród stoi ponad prawem", nie powinni zostawiać Ukrainy samej sobie i czekać, aż ją Rosja "pożre", a takie odczucie w zachowaniach PiS-Polski wywołują "pożary flag".
Palenie flag nigdy nie wróży niczego dobrego, a doniesienia mediów jak zwykle cząstkowe...
OdpowiedzUsuńMożna też "cząstkowo" spalić flagę, ale przecież nie chodzi o spopielenie do cna, ale o symbol. Nawet Kowalski paląc "kukłę żyda" nie ukarany został za jej "zniknięcie" w płomieniach, a za fakt, za próbę...
OdpowiedzUsuń