Archiwizując posty - bo chcę je zachować dla potomnych - natrafiłem na komentarz "anonimowy" do postu 2454, w którym "Fafa", "Rurek", i "Dziga" pytali mnie: Czy nie napisałbym o "szkolnych przygodach"? Nie mając wyobrażenia w jakiej szkole (podstawowej, średniej czy studiach) chcieli by poznać moje "przygody", mam wybór dowolny i wybiorę. Fakt, że "przygód" było bez liku w czasie przebywania na każdym etapie "uczenia się" przyznam, że trudno jest wybrać tę najciekawszą dla wspomnianej trójki "anonimów".
Wybrałem pośrednio, czyli szkołę średnią, czyli Technikum Mechanizacji Rolnictwa w Karolewie, pow. Kętrzyn, gdzie przebywałem, ucząc się przy okazji, w latach 1958 - 1961 - w tych czasach technika trwały pięć lat. Szkołę do której mnie przyjęto w wieku 14 lat po "podstawówce".
Ale o przygodzie miało być. Więc będzie, ale należy się krótki jeszcze wstęp. Karolewo to miejscowość pod Kętrzynem leżąca mniej więcej w połowie brukowanej drogi prowadzącej wzdłuż linii kolejowej do Wolfschanze, Wilczego Szańca, jednej z wielu kwater Hitlera rozmnożonych dla jego potrzeb po całej Europie.
Czyż cokolwiek innego (oprócz nauki w szkole) mogła zainteresować piętnastolatka? Ponad 8 kilometrową odległość z Karolewa do Gierłoży - tam wybudowano ową kwaterę - pokonywałem z trzema kolegami w godzinę.
A tam było wszystko! Bunkry, zalane wodą piwnice, siatki maskujące z plastiku, i mnogość artefaktów z epoki: amunicja, karabiny i pistolety, hełmy itp., w lepszym lub gorszym stanie skorodowania. Jak nie można było tam chodzić penetrować, wyciągać z torfiastej ziemi i trawy tego wszystkiego? Mieliśmy tej "broni" w internacie karolewskim sporo i co jakiś czas przetrząsano nam szafki (z wypalonymi znakami SS), które pozostały w koszarach ochrony Kwatery Hitlera gdzie mieszkaliśmy, "rozbrajając" uczniów.
Za moich czasów zdarzały się też tragedie związane ze znaleziskami w Kwaterze. Bo trzeba pamiętać, że niektóre artefakty były "sprawne" do zabijania, do uaktywnienia swojej zabójczej siły. I poprzez nieopaczne, nieostrożne "obchodzenia" się z nimi wybuchały. W ten sposób, z tego co zapamiętałem, zginęło przynajmniej dwóch mieszkańców pobliskich wiosek.
Czy ten opis jest opisem "szkolnej przygody"? Przygody, która właściwie trwała przez cały okres tam pobytu. Wiem, bo mam wnuczka jeszcze w "podstawówce", że teraz przygody mają jakby inny wymiar i charakter, ale wnuczek jest o 60 lat młodszy.
Karolewo znam z opowiadań kolegów i koleżanek nauczycieli spotykanych na różnych kursach i dokształcaniach zawodowych bowiem z tym szkolnictwem byłam związana ponad 30 lat.
OdpowiedzUsuńBroń w internacie - niedozwolona a rozbrajanie słuszne. Cóż, fantazja nastolatków nie miała ograniczeń. Dobrze, że przeżyliście te przygody:)
To było piękne, młodzieńcze pięć lat. Tam też zauważyłem różnicę płci.
UsuńCzytałem niedawno książkę o Wandzie Rutkiewicz. Jej starszy brat właśnie tak zginął. Sam zreszta pamietam jeszcze w latach sześćdziesiątych można było znaleźć to i owo, ku trwodze rodziców.
OdpowiedzUsuńZnajdowało się. A zwłaszcza na tzw. "ziemiach odzyskanych", na Warmii i Mazurach, przez które przetoczył się walec wojsk wyzwoleńczych ze wschodu na zachód.
UsuńJak najbardziej, kto miał taką okazję, by mieszkać i uczyć się w sąsiedztwie żywej historii, tylko ofiar żal...dobrze, ze wam nic się nie stało!
OdpowiedzUsuńObecna Siedziba Hitlera, to coraz bardziej zarastające krzakami gruzowisko bunkrów. Co i raz są plany renowacji, przystosowania turystycznego terenu, dodania ścieżek edukacyjnych itd.
UsuńAż takich przygód z "militariami" nie miałem w szkole. Ale za to przygód z podtekstem erotycznym było sporo, i też się noszę z zamiarem ich przypomnienia.
OdpowiedzUsuńZaciekawiasz coraz bardziej. Czekam. I chyba nie tylko ja.
UsuńAż tak ekstremalnych przygód nie miałem ale z czasów szkolnych pamiętam jak z kumplami stworzyliśmy zespół muzyczny i "koncertowaliśmy" dla garstki znajomych. A były to czasy kiedy niektóre piosenki były zakazane....
OdpowiedzUsuńEhhhh, wspomnień czar.
Sięgam dalej wstecz, bo mogę. I z tego powodu nie jestem zadowolony, chciałbym wstecz sięgać "płyciej".
UsuńPrzed laty - koniec 50-tych lub początek 60-tych - pod okienko dyżurnego Komendy Powiatowej Milicji Obywatelskiej w Mrągowie podszedł jakiś boys, którego głowa ledwie wystawała ponad parapet okienka dyżurki. I mówi, że on z kolegami coś tam przywiózł w wózku dziecięcym. Dyżurny kazał mu ten wózek wstawić pod ścianą, pod okienkiem dyżurki. Za parę minut wpada do niego inny milicjant i pyta co to za sterta niewypałów, które stoją w jakimś wózkiem dziecięcym pod okienkiem dyżurki. Komendę ewakuowano. Mrągowo to nie Gierłoż ale byłe tego trochę w lasach.
OdpowiedzUsuńWiesz dobrze, że stanowisko "oficer dyżurna" było synekurą. Etatem niezależnym od fachowości "oficera".
Usuń